Dnia 8 marca 2013 roku uchwalona została nowa ustawa o terminach zapłaty w transakcjach handlowych.
Celem ustawy było – tak przynajmniej wynika z uzasadnienia – zapobieżenie nadmiernym opóźnieniom w zapłacie i zatorom płatniczym, co w okresie spowolnienia gospodarczego przekłada się automatycznie na zakłócenia płynności. Przeciwdziałanie temu ma w konsekwencji wpływać na zwiększenie konkurencyjności naszych przedsiębiorstw. To tyle tytułem wstępu.
A jak jest w rzeczywistości ?
Zastanawiające jest to, że ustawodawca miał chęć wprowadzenia instrumentów dyscyplinujących strony do stosowania krótkich terminów zapłaty? Jak to się ma do swobody kontraktowania? Oczywistym jest, że w pewnych sytuacjach (zwłaszcza przy dużej dysproporcji między podmiotami) stosowane były i są długie terminy zapłaty, powstaje jednak pytanie czemu cała reszta ma być „dyscyplinowana” przepisami rangi ustawowej?
Co do zasady przedsiębiorcy nie powinni zastrzegać dłuższych terminów niż 60 – dniowe, choć optymalnie byłoby gdyby terminy te wynosiły nie więcej niż 30 dni.
Co się stanie gdy takie terminy zostaną przewidziane w umowie?
Po pierwsze, wierzyciel zawsze może twierdzić, że postanowienie umowy w tym zakresie jest nieważne i domagać się zapłaty wcześniej. A jeśli nawet nie podniesie takich argumentów, od 61 dnia wierzyciel może liczyć odsetki jak odsetki za zwłokę w płatności zobowiązań podatkowych.
Dodatkowo ustawa wprowadza zasadę, że od 31 dnia (bez względu na określoną w umowie datę wymagalności) liczyć odsetki ustawowe. Zapisy nie są jasne, ale wydaje się, że od 61 dnia liczyć można wyłącznie jedne odsetki – wynikające z ordynacji podatkowej.
Gdyby tak było, że odsetki za zwłokę podziałają prewencyjnie i przedsiębiorcy nie będą pozostawali w opóźnieniu z zapłatą to w zasadzie problemu być nie powinno. Jeśli więc tak nie jest, to powstaje pytanie co dodatkowego wprowadza ustawa, co w ocenie ustawodawcy ma zdyscyplinować „niesubordynowanych” dłużników ?
Jednym z takich środków dyscyplinujących dłużników ma być zmiana art. 485 § 2a KPC polegająca na umożliwieniu dochodzenia w postępowaniu nakazowym kosztów poniesionych przez wierzyciela z tytułu opóźnienia w zapłacie, na podstawie art. 10 ust. 2. Oznacza to, że w skrajnych przypadkach można dochodzić w postępowaniu nakazowym dowolnych (!) kwot, poniesionych tytułem „dochodzenia należności”, np. kosztów obsługi prawnej. Jak wiemy dysproporcje pomiędzy tymi środkami mogą być znaczne, a i pole do nadużyć w tym zakresie może okazać się znaczne.
Mankamentem tego rozwiązania, które odbić się może niekorzystnie na przedsiębiorcach, jest możliwość jednostronnego określania tych kosztów przez wierzyciela. Postępowanie nakazowe, co do zasady ma umożliwiać dochodzenie roszczeń popartych „mocnymi” dokumentami, takimi jak weksle, czek, uznanie długu przez dłużnika. Teraz w postępowaniu tym dochodzić będzie można i od razu egzekwować (nakaz w postępowaniu nakazowym daje taka możliwość) dowolnie określonych przez wierzyciela kosztów.
I na koniec – ustawa dodatkowo- poza wspomnianymi kosztami- daje wierzycielowi z mocy prawa, bez potrzeby wzywania, prawo do żądania zapłaty kwoty stanowiącej równowartość 40 euro (art. 10 ust. 1 ustawy). W tym zakresie w zasadzie jest to kalka z Dyrektywy parlamentu Europejskiego i rady 2011/7/UE w sprawie zwalczania opóźnień w płatnościach w transakcjach handlowych.
Przedsiębiorco pamiętaj – nie chcesz narazić się na negatywne konsekwencje zastrzegaj terminy maksymalnie 60 dniowe !
Joanna Mizińska